Powrót do rytmu pracy
No i jest. To ten dźwięk. Dźwięk budzika, W sumie to nie budzik, ale telefon – mój najlepszy nieprzyjaciel. Kto w ogóle jeszcze używa budzika? I w sumie to nie dźwięk, ale melodia, którą sama wybrałam. Piosenka, którą lubię, a która nie miała mnie wnerwiać każdego poranka.
Ale będzie wnerwiać. Nawet gdyby cię obudziła osobiście Ella Fitzgerald wykonując Mazurek Dąbrowskiego, wnerwi cię. Ręką szukam telefonu, ale najchętniej poszukałabym go pięścią. Ale telefon jest służbowy i szef by się wściekł, dlatego z zemsty tylko trochę mocniej trafiam go palcem. Może powinnam kupić budzik ˗ tylko po to, żeby przyjmował poranne ciosy.
Łatwo przyzwyczaić się do wstawania po południu, gdy morze jest spokojne, a jedyne dźwięki, które musisz znosić, to grupy turystów i baby dyskutujące o tym, jakie ryby są dziś na targu. Ale wszystko co dobre, szybko się kończy.
Najpierw poranna toaleta czy kawa? Czy śniadanie? Wszyscy wiemy, że miłość do czarnego władcy zwycięża. Leniwy Etiopczyk pasący kozy mógł zrobić coś pożytecznego, a nie stworzyć globalne uzależnienie. A może ten człowiek był przedsiębiorcą i zarobił na więcej kóz. Chodzę boso, ponieważ nadal trzymam się czasu letniego. Na kapcie już jest za późno, ponieważ nos zareagował cieknięciem już po milisekundzie. Śniadanie jem, stojąc nad zlewem, ponieważ lekarze z telewizji mówią, że śniadanie jest ważne. Nie będę przecież głucha na porady takich specjalistów?
Poranna toaleta, malowanie się i do auta. I w korki. Klima działa, bo jest cały czas włączona. Tak jak mówię – według czasu letniego. Wszyscy na siebie trąbimy, pokazujemy różne palce, klniemy, a nawet rozprawiamy o swoich preferencjach i światopoglądzie. Drąc się oczywiście, bo przecież działa klima, więc okna są zamknięte. Szukam gum do żucia po czeluściach schowków. Wiem, że gdzieś były. Mam pastylki Isla. Jeszcze lepiej. Trochę uspokoję gardło podrażnione porannym komunikowaniem się ze współuczestnikami ruchu.
Rozpoczynają się spotkania. W biurze, w terenie, znów w biurze. Im więcej e-maili otworzę, tym bardziej wzmaga się kaszel. Trochę z powodu nadal widocznej opalenizny, a trochę ze względu na koleżeństwo jeden z kolegów przynosi Prospan akut a drugi szklankę wody. A może tylko się boją, żebym ich nie zaraziła.
Dolegliwości pojawiają się i znikają jedna za drugą, a minęło dopiero pół dnia. Trzeba wrócić do domu, prowadzić życie towarzyskie i uczuciowe – w miarę możliwości. Wtedy spostrzegłam, że jutro znów wszystko zaczyna się od początku, ale przynajmniej kolejny dzień w roku jest bliżej.